Wyspa

- Zależy po co ci ta walizeczka piegusko- powiedział Sawyer uśmiechając się- Wydaje mi się, że taką mam... ale jeśli nie dowiem się co jest w środku nie dostaniesz jej kiciu.

Tymczasem gdzieś z boku.

- Więc co o tym myślisz? - Locke przedstawił swój pomysł Sayidowi.
- Myślę, że mógłby się udać.. - Odpowiedział Irakijczyk. - Chodźmy przedstawić go reszcie.. - Podeszli do grupki osób. - Słuchajcie.. Mamy pewien plan...

- Ała...- pisnęła cicho April, gdy Jack przykładał jej zimny okład na głowę- Niech ja dorwę tą małą smarkulę... a właśnie! Gdzie ona jest? Jaki plan?

Erica usłyszała głos mężczyzny. - Cześć. - Powiedziała. - Tak słyszałam. Ale nie umiem nic poradzić. - Włożyła rękę do kieszeni. - Słyszałam, że szukacie broni. - Wyciągnęła ostry nóż. - Proszę. może się do czegoś przyda. Znalazłam go w dżungli. - Uśmiechnęła się.

Kate przygryzła dolną wargę. Zastanawiała się czy powiedzieć prawdę kowbojowi. - Jest tam moje różowe bikini. - A w rzeczywistości trzy naładowane pistolety... Ale kretyn nie musi o tym wiedzieć.

- Zaraz będzie- mężczyzna zwrócił się do Nikki- Broń powiadasz kociaku...- Sawyer skinął na nią głową i razem udali się do jego rzeczy- Czy to ta?
Spytał pokazując walizkę i uśmiechając się.
- Znalazłem ją, jednak nie mam kluczyka biedroneczko.

NIKKI
- Rozumiem... - Westchnęła.

PAULO
Paulo korzystając z okazji oddalił się od reszty... miał on pewien plan bardzo nieprzemyślany. Podszeł do torby wyjął diamenty i schował je do kieszeni, prócz nich wyjął kilka ubran i zakopał niedaleko w piasku... "Pomyśli, że ktoś to ukradł"... plan był beznadziejny i głupi, ale jakoś trzeba zabic tego Paulo.

- Dziękuję- powiedział Boone biorąc od kobiety nóż- Zawsze to jakaś broń... bądź blisko mnie, przy mnie nic ci się nie stanie.
Uśmiechnął się do Ericy kopiąc piasek i słuchając na wyjaśnienie planu, który opracował Sayid i Lock'e.

Trzeba mieć tupet żeby przepuścić taką okazję.. Niewdzięczny Jacob, żałosny Jacob...

Samuel siedział na dużym pniu drzewa wpatrując się w pobliskie góry, kiedy z tyłu usłyszał ciche sapania.
- Wiedziałem, że przyjdziesz.. Prędzej czy później.. Jacob nie był chętny.. Odmówił, zgadłem?

Powiedział nadal patrząc przed siebie.

Amanda kierując się do NIEGO wybrała jak najdłuższą drogę, aby zgubić Shannon, która od jakiegoś czasu ją śledziła, gdy jej się to udało, poszła prosto do niego. Nagle z tropu zbił ją głos Samuela.
- Nie wiem, nie widziałam się z Jacobem- powiedziała Amdna wpatrując się w mężczyznę- Jak zwykle, ty wszystko wiesz. Skoro jesteś wszechwiedzący to wiesz pewnie też po co tutaj jestem, czyż nie?

- Więc plan jest taki.. - Zaczął Sayid lekko ściszonym głosem. - Ethan przyjdzie tu wieczorem, prawda? A co myślicie o tym, by zrobić pułapkę? Zasadzkę...
- Właśnie! - Przytaknął Locke. - Będziemy tylko potrzebowali przynęty.. - Tu spojrzał na Claire.

- Nie, nie możemy przecież zrobić czegoś takiego! - Wtrącił Charlie. - To zbyt niebezpieczne, nie sądzicie? Jeszcze im się coś stanie... - Powiedział przybliżając się do Claire.

Claire spojrzała trochę z obawą na Sayida.
- Ale jak to...? A jak się nie uda i ten świr coś mi zrobi?! Muszę mieć pewność, że mi nic nie będzie...inaczej się nie zgodzę, wybaczcie...- powiedziała blondynka.

- Pomysł niczego sobie, ale.. Nie mamy czym się obronić. - Spuścił ze zrezygnowaniem głowę. - Oprócz noży od Locka chyba nic nie mamy..

Shannon błądziła po dżungli nawołując Amandę... zgubiła ją... i zgubiła się... to wszystko było dziwne... błądziła po gęstym lesie szukając czegoś co przypomniało by jej o drodze...
W końcu udało się... wyszła na zalaną słońcem plażę... do zachodu nie zostało zbyt dużo.. na instynkt kierowała się w kierunku miejsca katastrofy... musiała im to opowiedziec.

- Już mamy. - Odpowiedziała Jackowi Kate. Wyciągnęła z kieszeni kluczyk i przed wszystkimi otworzyła srebrną walizkę w której były cztery pistolety. -Nie pytajcie skąd ją mam.. Potrafi ktoś się tym obsługiwać? - Spytała. - Oprócz mnie.. - Szepnęła.

- Nie widziałaś się z Jacobem, znaczy nie jest zainteresowany, albo pilnuje go pies Alpert. - Odpowiedział rwąc źdźbło trawy. - Młoda blondynka, dziedziczka dużej fortuny... ? - Zaczął opisywać kobietę. - Mam rację?

- Tu jesteście... - Wydusiła. - Tam... jest... wielka stopa! - Krzyknęła. - I Amanda... ona gadała z jakimś facetem z pomalowanymi oczami... i ona poszła do dżungli... i ją... wiecie zgubiłam. - Opadła na piasek przy innych. - My zginiemy! - Zaczęła płakac.

- To zmienia postać rzeczy. - Mruknął Jack widząc zawartość srebrnej walizki. - Ja potrafię.. - Powiedział. (czasami sobie postrzelał na strzelni.. B)) - Więc, Claire zgadzasz się? Będziemy Cię osłaniać z chłopakami. - Spojrzał na Sayida i Locke'a.

...kiedy zauważył Shannon....

- Hej, don't worry.. - Powiedział głaskając ją po włosach. - Nie zginiemy... 8)

- Tak... tak... wiem, że ty wiesz kim ona jest... wiem, że nienawidzisz Jacoba, ale ona nie zawiniła... błagam nie rób jej krzywdy, ona jest niewinna. Ona nie powinna cierpieć za Jacoba, ona nawet nie wie kim Jacob jest...- zaczęła Amanda spoglądając na niego.

- Wielka stopa? Zdziczałaś dziewczyno? Przyznaj się co wciągałaś? - Zainetersował się Charlie.

- No i znów zgubiłaś Amandę? - Spytał poważnym głosem Locke. - Małą powinna się zajać jakaś porządna osoba..

- E... w takim razie dobrze... zgadzam się...- powiedziała nieśmiało Claire.

- Mam nadzieję. - Rzuciła wstając i otrzepując się z piasku. - Ale... on może ją miec Amandę... ona jest sama w dżungli! Wiem, że to brzmi dziwnie, ale tam jest wielka stopa! - Mówiła, uparcie trzymając się swojego. To miejsce przerażało ją... dziwne dźwięki, wielka stopa, dziwni psychole z dżungli i jeszcze dziwniejsze dziecko...
Wtedy spojrzała na Charliego.
- Ja nic nie wciągam. - Rzekła oburzona. - Może ty?!

W tym czasie...
Nikki wolała się przygotowac na każdą ewentualnośc... podeszła więc do swej walizki... i nie był ich!! Wysypała wszystko, ale diamentów nie było!
- Paulo, Paulo nie ma ich!.... - Krzyczała podbiegając do mężczyzny.
- Czego?
- No diamentów! Ktoś je ukradł...
- Tak, ale przecież... - Rzekł zmieszany... wtedy Nikki zobaczyła jak z kieszeni wystaje mu czarny sznurek od woreczka...
- Wiesz... ja poszukam tam! - Rzekła obmyślając plan... on chce zabrac jej diamenty!

- Mam zmienić swoje plany tylko ze względu na to, że przyszłaś mnie o to poprosić osobiście? - Samuel wybuchył gromkim wiedźmowym śmiechem. O takim: MUAHAHAHAHAAHAHAH! Po czym po 10 sekundach spoważniał. - Jesteś tu ważna, ale nie tak ważna, żeby mówić mi co mam robić. Zasłużyła sobie na to, i jak tylko będę mógł zabiję ją. - Ostatnie dwa słowa powiedział szeptem do ucha Amandy i powoli odchodził w głąb dżungli.

- Coś nie tak? - Spytała Rose ładnej latynoski która szła przez plażę bardzo naburmuszona. - Mogę Ci pomóc...

- Obronię ją, choćbym miała ponownie zginąć! Wiem, że już wtedy zginę na dobre, ale nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Wiesz, że jestem wagą dobra i zła... nie pozwolę ci na to aby zło przeważyło! - warknęła na końcu tupiąc nóżką.

- Ja?... - Nikki spojrzała na Rose. - Ja... ja szukam... czegoś ostrego muszę coś przekroic i coś zgnieśc. Masz coś ostrego? - Spytała spoglądając na Hawkins i ładnie się uśmiechając. - Wiesz te twarde owoce. - Próbowała ukryc zdenerwowanie z dośc mizernym skutkiem.

- W takim razie, do zobaczenia na twoim pogrzebie. - Rzucił oschle zamienił się w czarny dym. Głośne metaliczne dźwięki zawyły wśród drzew. Czarna mgła otoczyła dziewczynkę po czym szybkim ruchem poleciała w przeciwną stronę.

- O nie... Amanda nie pozwoli, aby ją zabili... Muszę iść do Jacoba, nie interesuje mnie tetaz Richard- warknęła sama do siebie natychmias biegnąć pod stopę, chciała tam być
jak najszybciej.