Wyspa

Amanda razem z blondynką oddaliły się trochę od plaży, widząc zatroskaną minę lekarza, dziewczynka dodała.
- Będziemy niedaleko!- uśmiechnęła się i razem z Claire weszły do dżungli.

- Oj... Shannon... wszyscy wokół niej biegają, bo ona ma niedługo urodzić, sama rozumiesz, ludzie się martwią. Wszyscy tutaj przeżyli szok...- powiedział Boone tuląc siostrę.

- Ty... ty! W ogóle mnie nie rozumiesz! Jesteś samolubny! Wredny i nie wiesz o czym myślę! Żal mi cię! Nie traktujesz mnie poważnie... brzydzę się tobą! - Krzyczała odpychając go i wstając. - Jesteś żałosny!

Nagle oczom blondynki i dziewczynki ukazał się Ethan, wyglądał jak psychopata.
- Cześć... nie przeszkadzam?- zapytał.

Amanda i Claire zostają porwane! :shock:

Cele:
- Zauważcie ich brak.
- Zbierzcie ekipę, która zacznie ich szukać lub też w ogóle się tym nie przejmujcie.
- Niech jedna osoba zacznie kompletować listę pasażerów.

Rose stała podpierając biora rękami nad ciężarną. - Następnym razem wołaj nas jak będziesz widziała główkę, bo fałszywe alarmy są do bani. - Syknęła i szła w stronę Sayida chciała spytać co z krótkofalówkami .. kiedy przypomniała sobie o Julianie.. Cholera! Pędęm zerwała się do biegu. Doskonale znała dżunglę więc zmiennie pobiegła w umówione miejsce, wyszła zza zarośli widząc Caffreya siedzącego na kamieniu. - Witaj Julianie.. Przepraszam za spóźnienie... - Zaczęła siadając obok mężczyzny.

- Dobrze! Nie to nie!- wybuchnął zdenerwowany Boone odwracając się na pięcie.

- Słuchaj jak ja do ciebie mówię! - Krzyczała okładając go pięściami po plecach. - Nawet teraz idziesz do tej głupiej baby! Bo ona jest w ciąży! Też umiem łazic z poduszką pod koszulką! Wracaj nie skończyłam z tobą! Nie traktujesz mnie poważnie! - Krzyczała idąc za nim i bijąc go po plecach.

Kate siedziała obok Jacka wpatrując się ślepo w ocean. - Kiedy przestanie boleć?
- A czy jestem prorokiem? - Odpowiedział.
- Nie, ale lekarzem .. ? ?
- Aha, minie za jakiś tydzień.. - Odparł ponuro, wstał i poszedł w stronę Sayida.
"Co go dziś napadło?" Hym..

- Witaj Rosalie- powiedział całując ją w policzek na powitanie, uśmiechnął się do niej- Nic nie szkodzi... ważne, że jesteś. Masz jakieś informacje? O pasażerach, ile ich przeżyło, czy jest ktoś godny uwagi? Wiesz, że nie mamy dużo czasu, bo jeszcze odkryją, że ciebie nie ma, a i nie martw się jeżeli chodzi o listę pasażerów, załatwiłem to, moim niezawodnym sposobem. Jakiś dziwnym trafem jesteś na tej liście.

- Przestań!- warknął Boone do siostry- Czy ty jesteś niepoważna?! W ogóle gdzie jest ta dziewczynka?! Miałaś się nią zajmować! Znowu ją zgubiłaś?! Gratulację Shannon! Ty nie powinnaś mieć pod opieką nawet psa, bo byś go zgubiła!

- Amanda?! Ona... ee... ona... - Shannon zaczęła się rozglądac za dziewczynką poprawiając fryzurę. - Ona... ona jest z tą ciężarną do, której tak wszyscy lgną... pewnie leży gdzieś tam zgnieciona w tym tłumie... - Ale Claire też nie widziała. - Co za wredna smarkula... nie ma co robic tylko się gubic! - Wrzasnęła wściekła. - Amando! Amando! - Zaczęła krzyczec... wściekła na to, że brat ma po części rację.

- Amando! Claire!- zaczął wrzeszczeć Boone pomagając siostrze krzyczeć- Gdzie jesteście? Widziałeś gdzieś kobietę w ciąży i małą dziewczynkę?
Carlyle podszedł do Jack'a i Sayid'a i zadał im pytanie.

- No świetnie... nie to, że drze się, że rodzi sto razy dziennie to jeszcze gubi siebie i dziecko... - Mruczała pod nosem wściekła blondynka. Zła była bo: Zgubiła dziecko i Boone znowu miał rację. - Amando! - Krzyknęła za dziewczynką.

- Tak... Poszły w tamtą stronę.. - Rzekł Jack pokazując ręką na pobliską dzunglę. Jednak wstał i poszedł tam razem z Boone'm i Shannon.(?) - Gdzieś je tu widziałem.. Amanda mi powiedziała, że zaraz będa...

- A wy tu czego?!- warknął Sawyer, który poszedł się odlać (<lol2>), aż tu nagle wypadł doktorek z chłoptasiem i blondynką. Miał już zdjąć spodnie, ale na szczęście tego nie zrobił, musiałby wyglądać bardzo głupio.

NIKKI
Dziewczyna w tym czasie podeszła do Paula. Nigdzie nie widziała Sawyera. Pewnie jakaś inna kobieta "płaciła" mu za muchozol czy coś innego.
- Paulo idziemy... musimy znaleźc walizkę..
- Ale... wyspa jest wielka.
- Zamknij się,.... wiemy gdzie spadł kokpit ona jest po drodze! Na pewno ją znajdziemy! - Rzuciła zakładając plecak.
Mężczyzna zamruczał coś pod nosem i ruszył za nią.

- Tak wiem.. Już przechodzę do rzeczy. Przeżyło około dwudziestu osób, wszystkich nie poznałam więc nie wiem ile konretnie, jeden dzień to trochę mało. W obozie jest lekarz, gruby spaślak, jakiś cwaniak, dwie słodkie blondynki, irakijczyk, dziecko i kobieta w ciąży. - Powiedziała prędko. - Ach no i kobieta z mężczyzną ciągle się kłócą.. On za nią chodiz jak lokaj ona mu rozkazuje i mówi coś o walizce, nic ważnego.. Jestem pewna, że Ben i jego ekipa będą zainteresowani ciężarną, jak myślisz.. ?

- Co za obrzydlistwo! - Skomentowała to Shannon zasłaniając oczy. - Wdziałeś może tą ciężarną kobietę i małą dziewczynkę? Szukamy ich... on się zgubiły gdzieś w tej dżungli.. - Wyjaśniła spoglądając na niego z obrzydzeniem. Mało co nie zwymiotowała.

- Nie!- warknął- Czy ja wyglądam jak niania?!
Ironizował Sawyer.

Jack gdy tylko zauważył tego cwaniaczka.. Jak mu tam Sawyera, od razu odwrócił głowę. - Właśnie.. - Przytaknął Shannon. - Jesteś pewien? Nic nie słyszałeś ? Napewno?

- Oczywiście... Ben nie popuści żadnej ciężarnej- zaśmiał się Julian- Czy któreś z nich przejawia jakieś dziwne uzdolnienia? ON miał wrażenie, że widział kogoś kogo nie powinien widzieć, poza tym wspominał coś o blondynce i niby jej dziwnych zdolnościach, może wiesz o której ON mówił?

- No przecież! Jestem tu już od kilku minut i nikogo nie widziałem- syknął Sawyer spoglądając na nich- A wy gdzie się wybieracie? Jakiś trójkącik i te sprawy? E... no... też bym się przyłączył, ale nie lubię trójkątów.

- Ty śmierdzący zboczuchu! - Wrzasnęła Shannon. - Szukamy Amandy i tej Claire! Może byś nam pomógł z łaski swojej! A nie ślęczał pod tym drzewem... i nie powiem już co robił. - Skrzywiła się lekko. Mężczyzna był przystojny, ale to zwykły cham i prostak.

- Oh przestań Sawyer, tylko dupa w kroki i idź stąd! Albo jeszcze lepiej pomóż nam poszukać Claire i małą Amandę. Zgubiły się i przyda nam się każda pomoc...- Odpowiedział Jack.

- Czy ja wyglądam jak Strażnik Teksasu?!- zakpił Sawyer- Nie mam zamiaru wam pomagać, to tylko ciężarna i dziecko, żadna strata.

- Nie wiem, nie mam pojęcia, ale popytam rozbitków dowiem się czegoś i dam znać jak coś będę wiedzieć.. - Odpowiedziała i uśmiechnęła się do przyjaciela. - Właśnie, ON był zły.. Wściekł się i narobił troche szumu... Dymem... Rozbitkowie już wiedzą, że wyspa nie jest normalną wyspą... Nie wiedzą tylko, że są na wyjątkowej wyspie, tyle że prostacy nie powinni się na niej znaleść.. Myślę, że to znowu Jacob.. - Odparła i zeskoczyła z kamienia. - Będę się powoli zbierać, mogą zauważyć że zniknęłam.

- Nie, nie wyglądasz jak Strażnik Teksasu, wyglądasz jak człowiek.. Ale widocznie moja wyobraźnia już dzisiaj szwankuje, a tacy prostacy jak Ty, nie mają uczuć. - Rzucił gniewnie Dżak. - Chodźcie stąd, na takich jak on nie ma co liczyć.. - Objął ręką Shannon 8) i poprowadził przodem.

- Te... panie doktor...! Uważaj na słowa, bo chyba pięść mi się omsknie!- wrzasnął Sawyer.

- Dobrze... daj mi niedługo jakiś znak, będę się kręcił tutaj za jakieś dwa dni to powiem ci co ON zadecydował. On też jest przekonany, że to sprawka Jacoba, ale Jacob jest żałosny. Trzymaj się.
Powiedział i na pożegnanie pocałował ja w policzek, po czym oddalił się.

- Daj spokój Sawyer, lepiej zajmij się swoimi potrzebami... - Odparł Jack wskazując na rozporek Forda. - Chyba tylko to potrafisz... - Powiedział ciszej i pobiegł przodem szukać Amandy i Claire.